Fabularyzowana opowieść o informatyce, stanie
wojennym oraz próbie obalenia ustroju socjalistycznego
Niniejsza opowieść jest (mocno) fabularyzowanym
wspomnieniem PT WK, który opowiedział mi ja w trakcie wspólnej podróży z
Warszawy do Katowic 20 lat po opisywanych wydarzeniach. Wszystkich jej
uczestników przepraszam za (miejscami znaczące) ubarwienia, które
wprowadziłem.
13 grudnia pamiętnego roku minął już
kilka tygodni temu. Na ulicach pojawiły się czołgi i umundurowane patrole. W
zakładach pracy, szczególnie wielkich zakładach, władzę sprawowali ludzie ubrani
w mundury. Ludzie bez mundurów natomiast z głębi swoich gabinetów usilnie
tropili każdą próbę obalenia ustroju socjalistycznego. NSZZ Solidarność
zdelegalizowano. Śląsk, WK kieruje centrum obliczeniowym Centralnego Ośrodka
Informatyki Górnictwa (obecnie COIG SA). Niezorientowanym przypominam, że COIG
na zasadach outsourcingu (sic!) prowadził informatyczne rozliczenia finansowe
kopalń. Dla naszej opowieści interesujące jest, że również w zakresie
płac.
Mroźna zimowa noc, mieszkanie WK. Słychać
silne, zdecydowane pukanie do drzwi. W tym czasie nie budzi ono wątpliwości.
Nasz bohater robi szybki rachunek sumienia, łapie szczoteczkę do zębów i...
po chwili, w stroju jak najbardziej nocnym, znajduje się w milicyjnej nysce. Tuż
obok siedzi już kilku jego podwładnych. Przesłuchujący ich milicjant puszy się z
dumy. (Przebiegu przesłuchania, ze względu na używanie przez nie-informatyków
słów powszechnie uważanych za wulgarne, nie będę przytaczał.) Wszak dzięki niemu
wszyscy uczestnicy spisku, mającego na celu obalenie ustroju socjalistycznego
zostali ujęci. Ci opozycjoniści to zwykli gamonie, w ogóle się nie spodziewali,
że ich niecne plany zostaną wykryte, a oni sami ujęci. I to przez kogo? Przez
najlepszego milicjanta PRL-u, a Śląska to już na pewno. (W tym miejscu milicjant
się nieco rozmarza i oczami wyobraĽni widzi już gwiazdki na pagonach i ordery na
piersi, a naszego bohatera wraz z podwładnymi w obozie pracy.
Szczęśliwie nie trafili ani do obozu, ani
do więzienia. Chociaż za nielegalne finansowanie zdelegalizowanej Solidarności
pieniędzmi przeznaczonymi na jedynie słuszny związek zawodowy niewątpliwie
mogli.
No i pora na wyjaśnienie. Na pasku płac
(to taki wynalazek, na którym są umieszczane wszelkie składniki wynagrodzenia)
jest również pole pt. „składka na związek zawodowy". Mógł się tam pojawić napis:
„NSZZ Solidarność" lub „Jedynie słuszny związek zawodowy górników", zależnie od
tego, w którym miejscu została przedziurkowana karta perforowana. Po 13 grudnia
dziurkę wolno było umieszczać wyłącznie w jedynie słusznym miejscu. Jak zapewne
wiecie, karty nie zawsze przesuwały się prawidłowo (a może naprawdę był to
sabotaż) dość, że wszystkim górnikom wydrukowano na pasku płac:
„Składka na NSZZ Solidarność". Co się stało z
pieniędzmi, tego już nawet najstarsi górnicy nie pamiętają.
Rafał M. Gąślicki
Post Scriptum dopisane przez bohatera opowieści:
Opowieść jest prawdziwa, ale kierowałem jednym z kilku ośrodków obliczeniowych
COlG-u, a nie głównym centrum, nie przyjechali po mnie nyską, ale wezwali do
Komendy Wojewódzkiej MO, nie przesłuchiwał mnie milicjant, ale dwóch oficerów
służby Bezpieczeństwa w stopniu majora i pułkownika. Moi podwładni zeznawali w
innym terminie. Jeden z nich, bezpośrednio nadzorujący eksploatację systemu płac
byt represjonowany i stracił pracę. Pieniądze nie trafiły na konto związku
„Solidarność", bo nie mogły. A poza tym wszystko jest prawdziwe i oby nigdy już
nie wróciło. WK