Polskie Towarzystwo Informatyczne
NUMER ARCHIWALNY:     1-2 / 43 -44 rok V | styczeń-luty 1986
Archiwum
Menu chronologiczne Menu tematyczne


Polskie Towarzystwo Informatyczne

Listy do redakcji
W sprawie kodeksu etycznego informatyka
                Sprawy kodeksów etycznych różnych grup zawodowych pojawiają się co jakiś czas, wywołując na ogół podobne dyskusje w zainteresowanych środowiskach. Dyskusje te mają różne kierunki, od ,,czy potrzebny” aż po “co potrzebne” w kodeksie. Po tych wszystkich rozmowach, artykułach, referatach itp. powstaje kodeks (bo nie słyszałem o przypadku, gdy do uchwalenia kodeksu nie doszło). W dokumencie, o dziwo, nie znajdujemy spraw, które występowały w dyskusji i świadczyły specyfice środowiska, lecz ogólne zasady, na ogół równie dobrze odnoszące się do lekarzy, informatyków czy rybaków dalekomorskich. Zasady te sprowadzają się do jednej, najogólniejszej dyrektywy:
                “Będąc specjalistą w swej dziedzinie, bądź porządnym człowiekiem”
i w punktach podpowiadają, co można zarzucać specjalistom:
   dbaj o rangę Twego zawodu i środowiska,
   nie bądź sobkiem,
   pomagaj innym w rozwoju zawodowym,
   nie kradnij efektów pracy innych specjalistów,
   nie oszukuj (np. pracodawcy, który Ci ufa),
   bądź prawdomówny (tym bardziej, że od 'Twojej opinii może wiele zależeć),
   nie miel językiem bez potrzeby (a nawet bądź dyskretny, jeśli Cię o to poproszono),
   nie nadużywaj zaufania pracodawcy (przez nieupoważnione używanie jego sprzętu i czasu, za który Ci płaci, do innych prac),
i tak dalej.
                W tygodniku Politechnik z 5 kwietnia 1981 r. zamieszczono wywiad z prof. J. Tymowskim, poświęcony etyce zawodowej inżynierów. Profesor, zresztą zwolennik ujęcia zasad etycznych w kodeks postępowania, wygłosił opinię, że “w normalnie funkcjonującym społeczeństwie normy pisane nie są potrzebne — człowiek, który postępuje niewłaściwie, jest eliminowany ze swojego środowiska. Potrzeba pisanego kanonu występuje wtedy, gdy z etyką jest niedobrze. Kiedy rodzą się pytania, kto ma rację: czy ja, tak jak myślę, czy duża grupa ludzi dookoła, którzy postępują nieetycznie, a którym doskonale się powodzi”.
                Osobiście sądzę, że na ludzi, “którzy postępują nieetycznie, a którym doskonale się powodzi”, żaden kodeks pisany nie pomoże, gdyż i bez niego zdają sobie sprawę z tego, co wybierają i dlaczego. Dlatego też według mnie nie jest potrzebne sporządzanie w punktach kryteriów “porządnego specjalisty”, siłą rzeczy ogólnikowych, lecz stworzenie lub wspomaganie tworzenia presji środowiska na postępujących nieetycznie.
                Zamiast kodeksu postuluję wykładnię, orzecznictwo zawierające opisy różnych przypadków, które nie dają się od razu jednoznacznie zakwalifikować, z przedstawieniem różnych punktów widzenia i ich kwalifikacji. Do takich przypadków, zaliczają się trzy historyjki przedstawione przez prof. J. Bańkowsklego w Biuletynie PTI 1985, nr 7–8. W pierwszej historyjce mamy zagadnienie stopnia współwłasności lub domniemanej współwłasności programu, którego autor nie został opłacony stosownie do wartości dzieła, a samo dzieło zarzucone. W drugiej sprawa dotyczy wykorzystania możliwości stwarzanych przez informatykę do gromadzenia informacji (jawnych!) o pracownikach, które przez zgromadzenie w jednym miejscu stworzą nowej jakości informację. W niektórych zakładach pracy, także w naszym kraju, jest przestrzegane wymaganie niekaralności pracowników, jednak w tym przypadku nie mamy do czynienia z takim zakładem. Dla pracodawcy możliwość gromadzenia takich informacji może być kusząca, jawność gromadzonych informacji jest oczywista (opublikowane w gazecie), jednak w społeczeństwach zachodnich jest to obecnie sprawa drażliwa. Historyjka trzecia mówi o nakłanianiu klientów przedsiębiorstwa handlowego do ponowienia zakupów pod błahym i do tego nieprawdziwym pozorem, co uczyniono wykorzystując komputer).
                Z krajowego podwórka znana jest sprawa programisty, który dla swego pracodawcy wykonał ulepszoną wersję oprogramowania, a jakie zrobił dla poprzedniego pracodawcy (sąd odrzucił protest–skargę jego pierwszego pracodawcy).
                Wiele zdawałoby się prostych rozwiązań może okazać się rozwiązaniami bardziej złożonymi, jeśli do grupy argumentów dołączyć argument zwany “interesem społecznym” (np. w pierwszej historyjce można powołać się na interes społeczny, wymagający rozpowszechniania owego programu zastosowania).                 Przedstawienie etycznej oceny postępowania informatyków, omawianie różnych aspektów ich czynów, uzasadnianie przyjętego stanowiska przyniesie na pewno więcej korzyści niż uzgodnienie kilkunastu punktów, których nikt nie będzie pamiętał.
Błażej Koska

Opole

Archiwum PTI Ewa Łukasik ( elukasik@cs.put.poznan.pl) Grzegorz Przybył ( grzegorz.przybyl@wp.pl ) www.pti.org.pl Kontakt PTI ( pti@pti.org.pl )
Tutorial


Tutorial

Wyszukiwanie

Całość
tylko prodialog
tylko biuletyny
tylko konferencje
tylko multimedia
tylko sprawozdania
tylko uchwały
tylko zawody
tylko zjazdy
pozostałe treści

Rodzaj przeszukiwania
Słowa kluczowe
Pełen tekst

pelen zakres dat
ograniczony zakres
od:

do:




Kontakty

Instytut Informatyki

Polskie Towarzystwo Informatyczne

Nasz Skrzynka Pocztowa

+ - D A