Polskie Towarzystwo Informatyczne
NUMER ARCHIWALNY:     7-8 / 37-38 rok IV | lipiec-sierpień 1985
Archiwum
Menu chronologiczne Menu tematyczne


Polskie Towarzystwo Informatyczne

Micro, mikro i co dalej?
 
                Bywa, że słowa szkodzą. Bywa, że szkodzi ich brak. W latach siedemdziesiątych szefostwo b. Zjednoczenia MERA wyklęło słowo “informatyka”. (My robimy komputery, a od zastosowań są inni.) Klątwa przetrwała b. Zjednoczenie, słowo “informatyka” nie chce przejść przez gardło nawet tym, co im się usta nie zamykają od piania hymnów o mikroelektronice, robotyzacji i piątym pokoleniu.
                Infantylny zachwyt nad różnymi Spectrami, Atarimi czy jak tam jeszcze zwie się ta taniutka galanteria informatyczna, powoduje atrofię analitycznego myślenia. Wartość (w cenach zbytu) sprzętu i oprogramowania małych komputerów (do klasy IBM PC włącznie) nie przekracza 10% globalnej wartości produkcji sprzedanej całej branży informatycznej na świecie. (Dane dotyczą co prawda tylko krajów rozwiniętych, ale reszta świata nie ma istotnego wpływu na te statystyki.) Prawda, że te 10% to mnóstwo pieniędzy, że odpowiedni ich odsetek wydany na reklamę rodzi istny zalew kolorowych żurnali, że komputerowe stoiska w domach towarowych są oblegane przez dzieci, lgnące do gier informatycznych, jak muchy do miodu. Ale góry lodowej też tylko 10% wystaje nad powierzchnię, a bez niewidocznej, zanurzonej części, bez swych 9/10, pływać nie może. Te 9/10 to informatyka profesjonalna, to sprzęt, na którym można rozwiązywać poważne zadania obliczeniowe, prowadzić bazy danych, obsługiwać systemy techniczne, projektować układy elektroniczne, zarządzać ruchem lotniczym itp.
                Zanim w domach towarowych pojawiły się stoiska z komputerkami dla dzieci i turystów z trzeciego świata, kasy tych domów były skomputeryzowane i sprzężone z systemem zarządzania magazynami. Taka była naturalna kolej rzeczy, jedyna znana z obserwacji droga upowszechnienia informatyki. Nie można wykluczyć, że jest jakaś inna droga: krótsza albo mniej kosztowna. Trzeba jednak wielkiej żarliwości, aby w to uwierzyć. Wiara ponoć góry przenosi, zazwyczaj jednak roboty ziemne wymagają i solidnej wiedzy inżynierskiej, i znacznych nakładów.
                A tak, naprawdę, czym charakteryzuje się sprzęt mikrokomputerowy? Przecież nie jakimiś swoistymi zasadami budowy czy sobie tylko właściwą paletą podzespołów! Przecież nie specyficzną metodą czy odrębnymi językami programowania! Jedyną cechą, jaka ostaje się krytycznej analizie, jest cena. Cena niewygórowana w stosunku do siły nabywczej ludności. Żadne Spectrum nie zrobiłoby kariery, gdyby kosztowało średnią roczną płacę. Albo gdyby nie można byłoby go kupić w miejscowej drogerii!
                Mówią niektórzy, że inżynier lub księgowy łatwiej oswajają się z komputerem osobistym niż z profesjonalnym; ma to niby świadczyć o wyższości tego pierwszego. Ale świadczy o czymś innym: o ułomności dostępnego sprzętu profesjonalnego, o braku terminali, o straszliwej zawodności systemów, rachitycznej łączności, archaicznym oprogramowaniu użytkowym, o zupełnym lekceważeniu wymagań ergonomii pracy użytkownika. To wady profesjonalnego sprzętu komputerowego powodują, że nowoczesny komputer osobisty staje się tak powabny. Ale te wady nie wynikają z natury sprzętu profesjonalnego, występują bowiem tylko w ubogo wyposażonych w lichy sprzęt ośrodkach. Nowoczesny i dobrze skompletowany sprzęt profesjonalny jest równie (jeżeli nie bardziej) powabny dla użytkownika. Czy jest jakiś realny powód, aby sądzić, że jakość produkowanego i dostępnego w kraju sprzętu amatorskiego będzie lepsza niż jakość produkowanego sprzętu profesjonalnego? Na razie doświadczenia nie są obiecujące: dostępne stacje dysków elastycznych nie są lepsze niż stacje dysków sztywnych, taśmy zapisanej przez jedno Meritum często nie można odczytać na innym, monitorów z prawdziwego zdarzenia nie ma ani do dużych, ani do małych komputerów, a oprogramowanie oferowane przez krajowych dostawców sprzętu amatorskiego jest równie liche i na swój sposób nieprzystosowane do właściwego modelu użytkowania, jak oprogramowanie Odr i Riadów.
                W krajowych publikatorach nie brakuje entuzjastycznych pochwał sprzętu amatorskiego, pochwał wygłaszanych przez Bardzo Ważne Osoby. Wśród namiętnych użytkowników Spectrów nie brak profesorów wyższych uczelni. Śmieszne to, ale prawda: nigdzie na świecie Spectrum nie ma tak poważnej klienteli! Śmieszne? Raczej smutne, a nawet groźne. Groźne, bo na formowane przez takich użytkowników opinie w ogóle nie wpływa fakt, że istnieje bariera językowa, że dla przeciętnego polskiego dziecka RETURN czy INPUT nic nie znaczą. (Tym, którzy powiadają, że to tylko słowa kluczowe, symbole bez intuicyjnego znaczenia, radzę wykonać doświadczenie: zastąpić owe “symbole” rzeczywiście nic nie znaczącymi zbitkami liter i spróbować napisać kilka programów, a potem dać je do przeczytania koledze.) A smutne dlatego, że widać, iż dotychczasowe wyposażenie komputerowe polskich uczelni nie zwabiło tych użytkowników, że było i jest zbyt odstraszające (bo przecież nie “słabsze” od Spectrum!). I jeszcze dlatego smutne, że ludzie o najwyższych kwalifikacjach w Polsce mają czas i ochotę na rozwiązywanie zadań, którym Spectrum może podołać. (Smutno by mi było, gdybym spotkał profesora astronomii godzinami obserwującego niebo przez lornetkę teatralną.)
                Tani, niezawodny, niezbyt ograniczony co do swych możliwości i nie traktujący polszczyzny po macoszemu sprzęt komputerowy — spolszczone lub polskie wersje Apple’a, BBC czy Atariego — to znakomite wyposażenie dla szkół. Niech się dzieci uczą fizyki, historii czy geografii ożywionych użyciem komputera. Niech opanowują technikę pracy z klawiaturą i ekranem, niech się wdrażają do zwięzłego i precyzyjnego formułowania myśli, do dosłownego traktowania przepisów. Tylko nie zapominajmy, że dzieci kiedyś dorastają. Że na tak zwanym świecie komputery wprowadzono do szkół po to, aby jak najwcześniej przyzwyczaić obywateli do obowiązujących już w życiu dorosłych reguł postępowania, aby dać im okazję zdobycia nawyków nader użytecznych w pracy. W Polsce pęd do wprowadzania komputerów do szkół ma wszelkie cechy ucieczki od rzeczywistości. Baczmy, by nie przyniósł kolejnej narodowej frustracji, gdy okaże się, że to nie solidna bryła, masa profesjonalnej informatyki wypycha na powierzchnię lekką i przyjemną informatykę amatorsko–edukacjyną, lecz za cieniutką i powabną warstewką — jak w bańce mydlanej — kryje się pustka.
                Nie łudźmy się — ani nie łudźmy innych — że cywilizację komputerów osobistych da się założyć na surowym korzeniu. Bez rozbudowanej informatyki profesjonalnej nie może ona istnieć. Nie łudźmy się też, że problemy, które rozwiązuje informatyka profesjonalna, da się rzeczywiście, a nie w skali laboratoryjnej, rozwiązać komputerkami z ośmiobitowym słowem i kasetową pamięcią. Program informatyzacji Polski nie może, oczywiście, pomijać ani urządzeń klasy amatorskiej, ani właściwej im sfery zastosowań. Ale tym bardziej nie może się do nich ograniczać.

WMT

Archiwum PTI Ewa Łukasik ( elukasik@cs.put.poznan.pl) Grzegorz Przybył ( grzegorz.przybyl@wp.pl ) www.pti.org.pl Kontakt PTI ( pti@pti.org.pl )
Tutorial


Tutorial

Wyszukiwanie

Całość
tylko prodialog
tylko biuletyny
tylko konferencje
tylko multimedia
tylko sprawozdania
tylko uchwały
tylko zawody
tylko zjazdy
pozostałe treści

Rodzaj przeszukiwania
Słowa kluczowe
Pełen tekst

pelen zakres dat
ograniczony zakres
od:

do:




Kontakty

Instytut Informatyki

Polskie Towarzystwo Informatyczne

Nasz Skrzynka Pocztowa

+ - D A