Walka o młode pokolenie — walka o przyszłość — walka o rynek
Jeden z ostatnich numerów tygodnika Time (z 12 marca 1984) przynosi sporo ciekawych wiadomości z frontu walki o młode pokolenie: producenci małych komputerów bombardują szkoły ofertami tańszego sprzętu, bezpłatnego szkolenia itd. A oto parę przykładów. Jeden z największych modeli komputera Apple — Macintosh (tak, to nie Prima Aprilis!) — kosztuje normalnie 2495 dolarów. Studenci i uczniowie szkół średnich mogą je kupować — za pośrednictwem szkoły — po 1000 dolarów. W ciągu kilku miesięcy sprzedano w ten sposób 50 tysięcy maszyn. Prezes firmy Apple, S. Jobs, zaoferował po jednym komputerku każdej szkole średniej i podstawowej w USA za darmo — pod warunkiem, że Kongres zezwoli na zwiększony odpis od podstawy opodatkowania firmy. Jednym słowem — 103 tysiące komputerów za zmniejszenie podatku. Kongres nie przyjął tej oferty na skalę całego państwa, stan Kalifornia okazał się bardziej elastyczny i za ulgi podatkowe “kupił” 10 tysięcy “jabłuszek” do swoich szkół. Data General, Digital Equipment i Hewlett–Packard dają 75% upustu szkołom i uczniom kupującym komputerki przez szkołę. Nawet najbogatsza firma, IBM, przekonana — nie bez racji! — o tym, że w końcu i na tym rynku będzie dominować, rozprowadziła zeszłej wiosny bezpłatnie 1,5 tysiąca maszyn PC w 88 szkołach, w których uczą przeszkoleni (gratisowo) przez IBM nauczyciele. Tej wiosny IBM rozdaje kolejne 2 tysiące komputerów PC, mimo iż rzecznicy firmy twierdzą, że dla uczniów szkół podstawowych i średnich PC jest trochę zbyt skomplikowanym komputerem, i dopiero gdy rozwinie się produkcję maszyn PC Junior, firma rozpocznie na dobre kampanię wprowadzania ich do szkół. Na razie wiadomo, że na koszta tej kampanii przeznacza się 40 mln dolarów.
A wszystko zaczęło się we wczesnych latach pięćdziesiątych, kiedy to IBM podjęło sprzedaż superkomputerów, model 650 (tych, dla których John Backus robił translator protoFortranu, tych z pamięcią operacyjną na bębnie magnetycznym). Otóż te właśnie giganty sprzedawano uniwersytetom z 60% upustu.
Trzydzieści lat temu przemysł komputerowy doszedł do wniosku, że klienta trzeba przyzwyczajać do informatyki tam, gdzie klient pobiera inne nauki — w szkole. I że opłaca się nawet dopłacać do komputerów instalowanych w szkołach. Bo bez informatyki w szkolnictwie nie ma rzeczywistego popytu na informatykę w kraju. Bo dla pomyślności przemysłu komputerowego i rozwoju zastosowań informatyki ważniejsze jest wdrożenie młodzieży do nawyku korzystania z komputera niż wyposażenie Bardzo Ważnego Ministerstwa w Zintegrowany System Informowania Kierownictwa.
Dziś — marzec 1984 — przeciętna szkoła średnia w USA ma 10 komputerów, a szkoła podstawowa 3,6, nie licząc maszyn będących własnością uczniów. Kiedy mówi się czy myśli o luce technologicznej i o zacofaniu, różnie można mierzyć dystans: między najlepszym systemem uczącym “tam” i “tu”, między parametrami kostek robionych “tam” i “tu” itp. Różne wychodzą stąd wyniki, różne wskaźniki.
Jeśli jednak zwrócić uwagę na to, co w zastosowaniach informatyki osiągnęło pokolenie w latach pięćdziesiątych studiujące na uczelniach wyposażonych w mocno subsydiowany najlepszy ówcześnie sprzęt, jeśli zastanowić się nad tym, co osiągnie pokolenie przyuczone do stosowania informatyki w szkole podstawowej, jeśli zgodzić się wreszcie z oczywistym, że tej — ani żadnej innej — piramidy nie da się zbudować od czubka — to wychodzi, że zacofanie wynosi 30 lat i rośnie, bo ciągle jeszcze szkołom za darmo komputerów nie oferujemy.
Władysław M. Turski