MD: ... Zaleta GS jest duzy wolumen informacji, z ktorej mozna czerpac. O wiele latwiej bedzie ssac z sieci informacje za pomoca GS niz w tloczyc je "odgornie" przez BC.

DW: Tu sie zgadzam. Zauwaz jednak, ze nie wszystkie metadane w Internecie sa dostepne jako linki -- niektore, te najlepsze, sa zawsze explicite tworzone przez ludzi. Przyklad? Bazy danych filmow -- "if you liked this movie you will also like...", albo ksiazek -- Amazon. Te dane SA tworzone przez ludzi, nawet jesli z poparciem danych historycznych (click traces itd).

MD: Wszytkie dane sa tworzone przez ludzi, albo mozolnym wstukiwaniem do baz danych, albo wspomagane automatami i heurystykami analizujacymi to czy tamto (np. <a href tez tworzone przez ludzi)
Moge sie zgodzic, ze taka kategoria jak jakosc informacji istnieje, ale moze ona byc calkowicie subiektywna. No bo jak to zmierzysz? Dla mnie to co znajduje GS jest o wiele lepsze niz to co mi daja specjalizowane bazy danych, bo w GS (srednio) szybciej docieram do rzeczy, ktore mnie interesuja, a nie mam czasu na zglebianie barokowej architektury BC, ktora dla kogos byla oczywista, a dla mniej jest niepotrzebnym balastem i kula u nogi.
A swoja droga, to zaczynam miec watpliwosci, czy taka kategoria jak "jakosc infromacji" nie jest calkowicie socjologicznym/kulturowym wytworem.

DW: To dlaczego starasz sie, by Twoje publikacja zostaly opublikowane w dobrych (filadelfijskich) czasopismach? Przeciez tam ranking jest jak najbardziej typu BS (wybor czasopism nie obejmuje wszystkich zasobow, a jedynie wyselekcjonowane). Lepiej opublikuj je w Internecie i wystaw pare informacji na slashdot i innych blogowych serwisach.

MD: Swoim porownaniem (do listy filadelfijskiej) nie zblizasz nas do zrozumienia istoty sporu. Ja rozumiem, ze ty uwazasz, ze takie pojecie jak "jakosci informacji" istnieje i jest obiektywne. Ja uwazam, ze to "pojecie" jest tworem kulturowym, a z tego wynika jego umownosc, plynnosc i nie-mierzelnosc. Uwypuklajac te rozbieznosc: Ty mowisz o czyms, co ja uwazam, ze nie istnieje.
Co do listy filadelfijskiej, to mam kilka odpowiedzi.
a) to co mowisz nie wyklucza kulturowego pochodzenia pojecia "jakosc informacji" (zwlaszcza w przypadku listy filadelfijskiej mozna przesledzic jakie procesy doprowadzily, ze ona jest tak "znamienita", a sa to wlasnie procesy socjologiczne/kulturowe/polityczne),
b) aby miec na chleb musze sie dostosowac i dlatego publikuje tamze (o ile sie udaje)
c) konstrukcja listy filadelfijsckiej, a zwlaszcza sposob wyznaczania impact factor zawiera wiele szkodliwych artefaktow, o tym pisalem kilka lat temu do iin@cs i jest tez o tym art. na str. Elseviera
d) rzeczywiscie wystawienie artykulu na www itp. mediach moze (podkreslam MOZE) dac wiekszy efekt oddzialywania, niz umieszczenie w jakims zapadlym czasopismie z listy filadelfijskiej, a pewnie w przyszlosci to zjawisko bedzie mialo jeszcze wieksza sile.

DW: Ok, rozumiem. Mysle jednak, ze cos takiego istnieje, tylko jest trudno namacalne -- jak otrzymasz egzemplarz Gazety Wyborczej i Nie z tej ziemi, to moim zdaniem jakosc (wiarygodnosc) informacji prezentowanej w obu czasopismach mozna okreslic jako rozna. Moze masz racje w tym sensie, ze moim zdaniem jakosc to wypadkowa utylitarnosci i wiarygodnosci informacji.