Kto chce zatrudnić informatyka?
Sądząc po dzisiejszym wydaniu warszawskiej „Gazety
Praca", prawie nikt! Na kilkaset stanowisk do obsadzenia, informatyków potrzeba
pięciu. Albo sześciu, jeśli policzyć ofertę pracy dla „Data Processing
Specialist", od którego wymagane jest „wykształcenie wyższe, preferowane
kierunki ścisłe" i „bardzo dobra znajomość obsługi komputera". Ta szósta oferta
pozwala mi od razu nawiązać do obiecanych miesiąc temu spekulacji co do przyczyn
spadku zainteresowania zastosowaniami informatyki. Rysuje mi się bowiem
podejrzenie, że jeśli ktoś powierzy swój „data processing" dowolnemu
specjaliście z kierunków ścisłych, to może otrzymać takie „results", że na długo
mu się odechce nawet z daleka na komputer patrzeć. Trochę tak, jak z gościem,
który uważał, że kakao to świństwo, bo mu mama zapomniała posłodzić pierwszą w
życiu szklankę tego napoju.
Zanim jednak pójdziemy dalej w szukaniu przyczyn,
chciałbym utrzymać wrażenie niepokoju, którym już miesiąc temu uzasadniałem
wybór tematu, a które lektura ogłoszeń o pracy potwierdza. To nie tylko
Warszawa, i raczej nie tylko przypadkowa fluktuacja, a poważniejsza zmiana
sytuacji. Proszę, oto kolejny cytat z tejże samej „Gazety"', z dn. 07.01.02:
„Krakowscy doradcy personalni najwięcej zleceń mają od firm
produkcyjnych...Najmniej z branży informatycznej, która jeszcze na początku
ubiegłego roku była tu wiodącym sektorem...".
Dlaczego ONI nas już nie kochają? Od początku świata,
zawsze serce dyktuje podobną odpowiedź: bo się na nas nie
poznali!
l teraz możemy spokojnie wrócić do dyskusji z
Mrągowa. Tam też, tak jak zrobiłem to w powyższym przykładzie, przyczyny
słabnięcia wiary odbiorców informatyki w jej dobrodziejstwa były wskazywane po
stronie tychże odbiorców. Jeśli nie zawsze, to dość często. Dalej będę się
starał możliwie najmniej komentować, ale proszę o zrozumienie - myśmy tam mieli
coś w rodzaju burzy mózgów, gdzie żadnych pomysłów się z góry nie odrzuca, ani
nie ocenia, a już na pewno nie krytykuje. Liczymy bowiem, że każdy pogląd, nawet
jeśli nie okaże się sam w sobie bardzo cenny, może zainspirować pozostałych do
czegoś bardzo cennego. Oto zanotowana przez mnie lista ograniczeń zastosowań
informatyki w Polsce:
• brak pieniędzy,
• brak wiedzy decydentów,
• niechęć do ryzyka,
• użytkownicy nie wiedzą czego mogą
chcieć,
• wiara decydentów w informatykę jest wyniszczająca,
sądzą że wszystko da się zrobić na jutro i bez nakładów,
• decydenci nie chcą narzędzi informatycznych, wolą
nie mieć pełnych i dokładnych danych, bo boją się spojrzeć prawdzie w
oczy,
• decydenci nie rozumieją co chodzi,
• jeszcze gorzej gdy im się wydaje, że
rozumieją
• informatyka nie przynosi efektów od razu, dlatego
opinie o braku efektów są niesprawiedliwe,
• polskie przedsiębiorstwa, gdy napotykają trudności,
to nie restrukturyzują się, lecz po prostu kurczą
• trudno jest wyznaczyć zwrot z inwestycji dla
projektów informatycznych, dlatego trudno uzasadnić celowość takich
projektów,
• w urzędach poważną siłą jest „Kontrola", a Starszy
Kontroler boi się komputera, więc żąda papierów,
• informatyka jest dobra, tylko informatycy
przeszkadzają (pogląd zacytowany, pochodził od użytkowników),
• w administracji prawdziwym odbiorcą jest petent, a
systemy informatyczne specyfikuje urzędnik,
• ustawa o zamówieniach publicznych,
• problemy polityczne; projekty są przyłączane do
konkretnych osób, gdy osoba traci poparcie to „jej" projekt też,
• w Polsce brakuje „early adopters" - wszyscy by
chcieli kopiować sprawdzone rozwiązania (dodam tu, że budzą mój zachwyt
zapytania przetargowe, o „najnowocześniejsze produkty'^ długą listą udanych
wdrożeń. API).
Oczywiście przytaczam tę listę z nadzieją że Was do
czegoś też może zainspirować.
Ciekawą cechą tej listy jest to, że większość pozycji
jest zupełnie poza naszą (informatyków) kontrolą. Nie mamy zwykle wpływu na
wybór decydentów, ich współczynnik inteligencji i wykształcenie, zwyczaje
urzędników, polityków, itd.
Trochę mnie ten wynik martwi, bo miałem nadzieję, że
jako następny krok zastanowimy się, co możemy zrobić aby ograniczenia usuwać.
Smutno tak zupełnie nic nie móc, co najwyżej czekać aż decydenci sami zmądrzeją.
Dlatego na razie jeszcze nie zamykam ani poszukiwań, ani listy odpowiedzi.
Zastanawiam się nawet, czy nie zapytać użytkowników albo decydentów co sądzą o
zastosowaniach informatyki..
Może to być trochę ryzykowne, ale nawet gdyby
przyszłość miała okazać, że to nie jest „ich" (Klientów) wyłączna wina, to nie
musimy od razu brać winy za brak postępów na siebie. Jest jeszcze przecież
trzecie wyjście: „przyczyny obiektywne". Choćby taka: informatyka zawsze
podbijała świat nowościami. Nowości napędzały nowe wdrożenia, generowały etaty i
budżety działów informatycznych w przedsiębiorstwach i urzędach. Wszystko to
upadło, bo już właśnie zabrakło trzyliterowych skrótów do nazywania nowych,
atrakcyjnych marketingowo pomysłów i wynalazków. Doszliśmy do końca świata i
stoimy przed ścianą.
Ale nawet jeśli jest aż tak źle, to wierzę, że
znajdzie się jakaś szansa. Tęgie mózgi muszą znaleźć nową formułę
uatrakcyjnienia informatyki dla szerokich rzesz odbiorców, może trzeba będzie
wprowadzić całkiem nowy alfabet?
Takie wyzwanie nie może pozostać bez odpowiedzi,
spróbujemy i my znaleźć jakąś za miesiąc. Natomiast jeśli ktoś, nie czekając,
chciałby skomentować sytuację lub włączyć się w poszukiwania takiej ożywczej
formuły, to zapraszam - mój adres: apiapi@wp.pl
Andrzej Pilaszek