Od Prezesa
Noworoczny artykuł prezesa jest przygotowywany zazwyczaj na przełomie października i listopada. Gdy pisałem zeszłoroczny tekst, stał jeszcze berliński mur, a jego budowniczowie zapewniali, że stać będzie wiecznie. W Bukareszcie panował Nicolae Ceausescu, a w Pradze studenci umawiali się na demonstrację. Dziś możemy jedynie stwierdzić, że - jak nieraz już w historii świata - futurologom i politykom zabrakło fantazji, by przewidzieć bieg historii. Patrzenie w przyszłość jest jednak koniecznością, zwłaszcza w tej części Europy, która dziś dźwiga się straszliwym wysiłkiem z wieloletniego upadku. A przy tym nie zawsze zajęcie to jest skazane na niepowodzenie.
W tym roku nie będę na nic narzekał. Nie zajmę się ani telefonami (wciąż żadnej poprawy), ani piractwem programistycznym (wyraźna poprawa), ani amatorszczyzną w budowaniu zastosowań informatyki (komentarza nie będzie). Chciałbym natomiast podzielić się z czytelnikami Biuletynu wrażeniami, które przywiozłem z niedawnej podróży do jednoczącej się Europy. W moim tegorocznym przesłaniu do członków i sympatyków Towarzystwa mniej będzie aforyzmów i prawd uniwersalnych, a więcej konkretów odnoszących się do tej naszej przyszłości, która za miedzą jest już dniem codziennym. Myślę, że wnioski nasuną się same.
Wierzę, iż skończył się dla Polski czas czekania na szansę. Ta szansa już jest. Potrzebna jest teraz ofiarna praca organiczna. Ofiarna, ale i racjonalna. Popatrzmy, jak tę naszą wspólną Europę budują inni. Popatrzmy i budujmy razem z nimi. Przed kilkoma dniami gościłem w Strasburgu na zaproszenie Parlamentu Europejskiego oraz w Brukseli, gdzie brałem udział w konferencji naukowo-przemysłowej organizowanej przez Komisję Wspólnoty Europejskiej. Dowiedziałem się tam wiele na temat zasad funkcjonowania struktur politycznych i gospodarczych jednoczącej się Europy. Przekonałem się, jak bardzo pozycja naszego kontynentu w świecie zależy od powstających nowoczesnych mechanizmów współpracy. W tej Europie nie może nas zabraknąć. Chociaż więc dziś droga do niej wydaje się jeszcze odległa, tak jak rok temu odległe wydawało się zburzenie muru berlińskiego, to przecież już dziś należy na nią wkraczać. Odbudowując nasz kraj nie wolno tracić tej perspektywy z pola widzenia.
Mam nadzieję, że czytelnicy nie wezmą mi za złe, iż moją relację zacznę od krótkiego przypomnienia rodzącej się struktury państwowości Wspólnoty Europejskiej. Stworzy to odpowiedni kontekst do dalszej części mojej wypowiedzi.
Historia Wspólnoty· rozpoczyna się datą 18 kwietnia 1951, kiedy to Belgia, RFN, Francja, Włochy Luksemburg i Holandia podpisały w Paryżu traktat powołujący Europejską Wspólnotę Węgla i Stali. Wielostronne korzyści, jakie przyniosła ta inicjatywa, skłoniły państwa biorące w niej udział do rozszerzenia zakresu współpracy na całą gospodarkę. Nastąpiło to 25 marca 1957 w Rzymie. Powołano tam dwie dalsze organizacje: Europejską Wspólnotę Gospodarczą oraz Europejską Wspólnotę Energii Atomowej. W roku 1973 do tych organizacji przyłączyła się Anglia, w roku 1981 - Grecja, a w roku 1986 znalazły się w niej Hiszpania i Portugalia. W tym też roku podpisano jeden wspólny dokument (Single European Act), łączący w sobie i uzupełniający wszystkie poprzednie układy. Rok 1992 zapowiedziano w nim jako datę zniesienia granic celnych między państwami członkowskimi. Zapowiedziano również dążenie do unii monetarnej, a także wiele innych inicjatyw.
Dla zarządzania wymienionymi trzema organizacjami które określa się dziś mianem Wspólnoty Europejskiej - powołano władze polityczne i gospodarcze w liczbie sześciu instytucji. Są nimi:
Parlament Europejski, ciało polityczne z siedzibą w Strasburgu, w którym zasiada obecnie 518 posłów;
Rada Ministrów Wspólnoty, ciało decyzyjne z siedzibą w Brukseli, gdzie każde państwo członkowskie deleguje jednego ministra, przy czym, w zależności od tematu obrad, w posiedzeniach uczestniczą ministrowie odpowiednich resortów;
Komisja Wspólnoty Europejskiej, ciało inicjatywno-wykonawcze z siedzibą w Brukseli, w którym zasiada obecnie 17 stałych członków Trybunał Sprawiedliwości z siedzibą w Luksemburgu, złożony z 13 sędziów i 6 adwokatów generalnych;
Komitet Ekonomiczno-Społeczny, ciało doradcze mające 189 stałych członków;
Trybunał Rewidentów Księgowych (The Court of Auditors), ciało wykonawcze składające się z 12 członków i sprawujące nadzór nad budżetem Wspólnoty.
W roku 1990 Budżet Wspólnoty wyniósł 48,8 mld ECU (European Currency Unit,
1 ECU = 1,19 dol.), co stanowi około 1% dochodu narodowego Dwunastki. Z tego 4,7% wydano na wspólne przedsięwzięcia w zakresie badań, energii, przemysłu, środowiska i transportu. Najwięcej, bo aż 59% pochłonęły subsydia dla rolnictwa i rybołówstwa. Koszty administracyjne, w tym uposażenia dla armii 20600 pracowników obsługujących sześć wymienionych tutaj instytucji, wyniosły 4,8% budżetu.
Po tym wstępie wracam do mojej relacji. Najpierw Strasburg. Gościłem tam jako uczestnik forum "Science, Technology and Society: The Challenge of a Wider Europe" zorganizowanego przez Parlament Europejski. Do udziału w forum zaproszono około 150 osób z obu stron Europy, w tym cztery osoby z Polski. Ponadto wzięło w nim udział kilkunastu posłów Parlamentu, kilku wysokich urzędników Komisji Wspólnoty oraz liczna grupa zaproszonych dziennikarzy. Celem spotkania było nawiązanie formalnego dialogu na temat przyszłości Europy między środowiskami naukowymi i politycznymi obu jej na razie rozdzielonych stron. Podkreślano, zwłaszcza ze strony gospodarzy, wspólnotę celów całej Europy. Odniosłem wrażenie, że wielu polityków EWG wiąże swoją karierę z inicjatywami włączenia naszych krajów do Wspólnoty. Daje to chyba rękojmię, że inicjatywy te będą autentyczne.
Poza wielką polityką mówiono w Strasburgu również o wielu sprawach szczegółowych, takich jak ekologia, nowe technologie, ochrona własności intelektualnej czy też rola technik informacyjnych w procesie integrowania się Europy. Dyskusji tych nie będę streszczał. Chcę jednak zwrócić uwagę na pewien problem, który - jak się okazało - jest wspólny dla obu stron byłej Żelaznej Kurtyny. Chodzi o naukowe i technologiczne wyzwanie USA i Japonii, a także o drenaż mózgów, zwłaszcza na rynek amerykański, na którym deficyt naukowców i inżynierów ma w roku 2010 osiągnąć 500 tysięcy osób. Dla rozwiązania obu tych problemów, a także pełniejszego wykorzystania europejskiego potencjału myśli naukowej i technicznej, uruchomiono liczne międzynarodowe programy badawczo-rozwojowe, organizowane i częściowo subsydiowane przez Wspólnotę Europejską. Dla przykładu wymienię kilka najważniejszych: COST (European Cooperation in the Field of Scientific and Technological Research), ESPRIT (European Strategic Program of Research and Development in Information Technology), RACE (Research and Development in Advanced Communication Technology) i EUREKA (European Research Cooperation Agency). Dzięki tym programom - z których każdy stanowi ramy organizacyjno-finansowe dla kilkudziesięciu do kilkuset szczegółowych podprogramów współpracy różnych organizacji - znacznie zahamowano odpływ fachowców z Europy. Ponadto, o co chodziło w głównej mierze, doprowadzono do powstania i utrwalenia się więzów rzeczywistej wspólnoty interesów między instytucjami naukowymi i przemysłowymi krajów Dwunastki. Dzięki tym programom powstało już dziś wiele produktów wysoce konkurencyjnych na rynkach światowych. Jednocząca się Europa znalazła niezwykle efektywną i trafną formułę integrowania się ponad granicami politycznymi i branżowymi.
W miarę możliwości naszego skromnego jeszcze rodzimego potencjału, w miarę jak będą otwierały się dla nas drzwi do Zjednoczonej Europy, powinniśmy się starać brać udział w tych inicjatywach. Powinniśmy również naśladować je na własnym terenie, tworzyć podobne struktury, m. in. w informatyce, od której w tak wielkim stopniu będzie zależał rozwój naszego kraju oraz proces integracyjny Europy.
Z punktu widzenia informatyki jednym z najważniejszych programów jest w EWG program ESPRIT. W Brukseli wziąłem udział w jego corocznej konferencji sprawozdawczej (2600 uczestników). Jest to największy program Wspólnoty związany w całości z przemysłem informacyjnym, w co wchodzą trzy przemysły: oprogramowania, telekomunikacji i odpowiednia część przemysłu elektronicznego. Oto kilka liczb charakteryzujących potencjał przemysłu informacyjnego.
Wartość europejskiego rynku tego przemysłu oceniono w roku 1989 na 133 mld dol., przy czym stopa wzrostu w stosunku do roku poprzedniego wyniosła 16% (dla rynku światowego 14%). Wartość produktu europejskiego na tym rynku stanowiła 5% ogólnej wartości produktu wytworzonego przez gospodarki europejskie. Stawia to przemysł informacyjny w czołówce nawet przed przemysłem środków transportu. Ocenia się, że w roku 1992 rynek europejski osiągnie wartość 214,5 mld dol., co będzie stanowić 33% rynku światowego (650 mld dol.).Ocenia się dalej, że w najbliższych latach 80% kosztów ponoszonych przez użytkowników technik informacyjnych pochłonie oprogramowanie.
Przemysł informacyjny jest oczywiście szczególnie nauko chłonny. W cenie jego produktów od 10 do 15% stanowią koszta badań podstawowych i rozwojowych. Część z nich jest kanalizowana w programie ESPRIT. W sumie wydatki z budżetu Wspólnoty w latach 1990-1994 na badania dotyczące technologii informacyjnych wyniosą 2643 mln dol. Sporą część tego skonsumuje właśnie ESPRIT.
Program ESPRIT obejmuje następujące grupy tematyczne: mikroelektronikę, technologie wytwarzania systemów informacyjnych (sprzęt i oprogramowanie), szeroko rozumianą biurotykę i zarządzanie przedsiębiorstwami, komputerowe wspomaganie produkcji (CIM, CAD, CAE, CASE) i badania podstawowe. W roku 1989 (dane za rok 1990 nie są mi znane) w programie ESPRIT wzięło udział około 900 ośrodków przemysłowych i 600 naukowych. Dzięki temu programowi naukowcy i przemysł mieli szansę wzajemnie się odnaleźć. Jedni i drudzy otrzymali fundusze na prowadzenie wspólnych prac, których sumaryczny efekt ekonomiczny jest widoczny w olbrzymiej dynamice rozwoju przemysłu informacyjnego, ale których efekt jednostkowy w każdym poszczególnym przypadku może być marginalny, a przy tym jest najczęściej bardzo trudny do przewidzenia.
Oprócz funduszów program ESPRIT zapewnia sprawne ramy organizacyjne obejmujące - obok dystrybucji dokumentów, prowadzenia baz danych i organizacji bardzo licznych spotkań - również rozbudowę ogólnoeuropejskich sieci komputerowych służących m. in. do wymiany informacji pomiędzy partnerami w projektach i między projektami. Przykładem może tu być udział ESPRIT w inicjatywie programu EUREKA opatrzonej kryptonimem COSINE (Cooperation for Open Systems Interconnection Networking in Europe). -
O programie ESPRIT można by powiedzieć wiele. Z tego, co napisałem, wynika już jednak, jakie mechanizmy będą miały główny udział w wyznaczaniu kierunków rozwoju przemysłu informacyjnego w Europie, a także to, iż dzięki nim Europa może skutecznie podejmować wyzwanie amerykańskie i japońskie. Podejmowanie wyzwania nie musi jednak oznaczać prób zdobycia dominacji na całym rynku informacyjnym. Wydaje się, że rynki produktów standardowych, masowych, pozostaną na długo domeną amerykańską i japońską. Europa natomiast szybko rośnie w siłę w zakresie produktów i usług specjalistycznych o dużym udziale innowacji. To może i chyba powinno być specjalnością europejską. To może i na pewno powinno być specjalnością polską.
Wkład Polski w dzieło budowy wspólnej Europy może być większy, niż się czasami wydaje. Musimy jednak podjąć wysiłek, aby na naszym gruncie powtórzyć - chociaż w części inicjatywy europejskie. Nie jest to całkiem niemożliwe. Przecież jakieś pieniądze na rozwój naszego przemysłu informacyjnego i tak muszą być wydane. Można je spożytkować gorzej lub lepiej. Starych błędów nie powtarzajmy. Skorzystajmy z doświadczeń innych. Skorzystajmy z wyciągniętych do nas dłoni, a takich dłoni w Strasburgu i Brukseli wyciągało się di mnie wiele. Polska zawsze była i pozostanie ważnym elementem potencjału europejskiego. Nie może nas zabraknąć i nie zabraknie w Zjednoczonej Europie.
22 listopada 1990
Andrzej Blikle